piątek, 30 października 2015

Praca fizyczna, a trening… czyli jak pogodzić aktywną pracę z aktywnym czasem wolnym

      

     Na przestrzeni lat wykonywałem wiele rzeczy, bo pieniądze są ważne, a rynek pracy jest jaki jest. Praca fizyczna również nie była mi obca. Okres ten wiązał się zawsze z dylematem, jak pogodzić pracowitą większość dnia z pasją jaką jest trening. Taki układ dnia różni się nieco od klasycznego- praca umysłowa z lekkim zmęczeniem fizycznym zwieńczona odświeżającym i relaksującym wysiłkiem do siódmych potów. W przypadku pracy fizycznej sytuacja wygląda zgoła inaczej. Tutaj trening otwiera się się już rankiem, a ten właściwy zaczyna się wieczorem, gdy organizm jest już nieźle wymęczony. Taki tryb pracy jest zazwyczaj jednoznaczny z długotrwałymi czynnościami opartymi na wytrzymałości, oraz częstymi i krótkotrwałymi działaniami siłowymi. Czyli, mówiąc prościej: przynieś, wynieś, podnieś, przytrzymaj itp. Powiem od razu, że pogodzenie ciężkiej pracy z ciężkim treningiem do najłatwiejszych nie należy. Oczywiście dawne doświadczenia z autopsji, oraz ostatnie przemyślenia utwierdzają mnie w przekonaniu, że plan dnia robotnika to nie lada wyzwanie. Ja na szczęście ten etap mam już za sobą, choć nie ukrywam że czasem, mimo wielkiego zmęczenia potrafiłem się lepiej zmotywować do ćwiczeń, niż obecnie. Lżejsza praca i więcej czasu wolnego, momentami wywołuje u mnie błogie lenistwo. Napięty harmonogram dnia sprawia zapewne, że sumienność i dyscyplina jest na wyższych obrotach. Gdy nie masz czasu na nic, to cenisz go bardziej i rozważniej nim gospodarujesz. Wracając do moich wywodów na temat miejsca treningu w życiu pracownika fizycznego, postanowiłem sporządzić kilka metod na poprawę takiego układu.

-Dieta!!!- W życiu każdej osoby poświęcającej swój czas na trening dieta jest świętością. Otóż w przypadku ciężkiej pracy znaczenie diety podnosimy do kwadratu. Jeśli czasu pracy odpowiednio „nie przejesz” twój trening pójdzie niemal na marne. Nie ma takiej opcji żebyś śniadanie potraktował po macoszemu, posiłek w pracy składał się z kawy i kanapeczek z czymkolwiek, w przeświadczeniu że na domowym obiadku się odkuję. To jest zabronione! Śniadanie musi być syte i zbilansowane tj. dużo węglowodanów (część tych złożonych) i trochę tłuszczyku bo energii będziemy potrzebować dużo w tym ciężkim dniu. 9 godzin w takiej pracy to standard, więc 2 (a jak szef nie patrzy zbytnio to nawet 3) posiłki to obowiązek. Szef gania i nie pozwala tracić czasu na łakomstwo, to noś do pracy wafle ryżowe i chrup po kryjomu. Bo przypominam- węglowodany w pracy to obowiązek. Po powrocie z pracy nie daj się ponieść fantazji stęsknionej kobiety i nie pozwól sobie na typowy polski obiad, czyli w opór. Jeśli dobrze „przejadłeś” czas pracy nie potrzebujesz opasłego posiłku. Wszyscy wiedzą że z pełnym brzuchem dobry trening jest mission impossible. Kolacja to zwieńczenie ciężkiego dnia, zatem powinna być lekka, smaczna i białkowa.

-Trening- Tu oczywiście wszystko jest uzależnione od efektów jakie chcesz uzyskać. Jednak przyjmując, że chcesz mieć ogólnie lepszą sylwetkę ważne są następujące elementy. Twoja praca do długi okres eksploatacji twoich mięśni, wykonywających szereg różnych działań. Długi czas pracy jest równoznaczny z poddawaniem mięśni szczególnie wysiłkowi wytrzymałościowemu. Dlatego ten element w naszym planie treningowym powinniśmy ograniczyć. Ważne jest też, by cały trening był jak najbardziej możliwie krótki. Mięśnie potrzebują przede wszystkim siłowych bodźców do wzrostu. Mikrouszkodzenia są nam najbardziej potrzebne. Mówiąc prościej ćwiczenia muszą być 3 seriowe i max do 8 powtórzeń w seriach. Dodajmy, że ciężary powinny wówczas oscylować wokół 70% procent naszych możliwości. Dobrze by było jakby cała sesja treningowa zamknęła się w 70 minutach.  W skali tygodnia proponuję do zamknięciu się w 3 treningach. Jeśli jesteście solidni w pracy i jeszcze bardziej wytrwali na siłowni, organizm będzie działał na wystarczająco dużych obrotach.

-Suplementacja- Długotrwała eksploatacja mięśniowa i nienajlepsze warunki do spokojnych lunchów otwiera furtkę dla żywieniowej pomocy. Szczególnie polecam odżywki węglowodanowo-białkowe, bo będą stanowić dobre wsparcie dla stale pracujących mięśni. Stopniowy dopływ energii w ciężkiej pracy jest nieoceniony, a dobrze odżywiony organizm jest niezbędny do późniejszego podjęcia ćwiczeń właściwych. Całodniowe narażanie się na pocenie i w ogóle podwyższona aktywność skłania do odpowiedniego dostarczania witamin i minerałów. Tu polecam popularne multiwitaminy.

-Złe nawyki robotnika-Jeśli palisz to masz więcej przerw” Brutalne, ale niestety prawdziwe stwierdzenie. Głupio zwracać uwagę pracownikowi z papierosem, że w danym momencie nie pracuje-takie są realia. Jeśli palisz to przeczytaj wyodrębnione hasło na opakowaniu i się zastanów. Jeśli nie palisz, a nie wywalczyłeś sobie równouprawnienia niepalących udawaj, że pracujesz gdy reszta siedzi przy dymku. „Ciężko pracuję, to nie muszę ćwiczyć, lub trening traktuję po macoszemu” Dlaczego zatem większość robotników to nie kolesie z kaloryferami i bicepsami że ohoho? Niestety częstym zwyczajem są ubogie posiłki aż do powrotu z pracy (ciężko pracujące mięśnie są źle odżywione, a metabolizm spowalnia by bronić się przed niską podażą energetyczną). Obiad bywa wcześniej wspomnianym posiłkiem „w opór” zwieńczonym upragnionym browarkiem. Spowolniony metabolizm po takim posiłku bez litości nadmiar energii odkłada w postaci postępującego wówczas bojlera brzusznego. „Ciężko pracuję, ale to nie znaczy, że mam się oszczędzać na treningu” Nadmiernie pracujący organizm to gwarancja braku efektów po ćwiczeniach. Mięśnie muszą mieć czas na regenerację, bo wówczas rosną i przygotowują się do kolejnych wyzwań. Ciągły wysiłek, w szczególności ten wytrzymałościowy prowadzi do potocznie zwanej żylastej muskulatury. Brak klasycznej rzeźby, na rzecz zbitego i żylastego, często chudego ciała. Zamiast mięśniaczka stajemy się źle dożywionym, przemęczonym, ale piekielnie wytrzymałym dźwigiem towarowym. To nie jest właściwa ścieżka.

     To są główne elementy składające się na poprawę rutyny pracownika fizycznego ze sportową pasją. Dlatego właśnie tacy ludzie wzbudzają we mnie wiele szacunku i podziwu. Nie jest łatwo ciężko pracować przez cały dzień i zdobyć się na dodatkowy wysiłek na siłowni. Szczególnie, gdy wielu godzi to jeszcze z życiem rodzinnym. Pozdrawiam hard workerów i mam nadzieję, że moje spostrzeżenia przyniosą choć odrobinę pomocy.                               


niedziela, 11 października 2015

Jest Zumba, jest zabawa i jest moc!

   Nie jestem zawodowym instruktorem Zumby, choć moja praca daje mi możliwość prowadzenia zajęć w jej duchu. Im więcej poprowadzonych treningów mam za sobą, tym pewniejszy jestem, że jej twórcy trafili w dziesiątkę. Dobra zabawa i skuteczny trening to dwa główne elementy definiujące tę odmianę fitnessu.

   Zumba to idealne połączenie treningu cardio, ćwiczeń zwiększających ruchliwość w stawach, angażując przy tym bardzo dużą ilość mięśni. Refleks, rytmika, pamięć ruchowa i jeszcze masa innych zalet, których nie sposób wymienić. Po takim treningu odkrywa w sobie latynoski pierwiastek, a przynajmniej zwiększoną chęć do tańca i w ogóle ruchu. Taki wachlarz rytmów i dowolność układów pozwala na dobranie sobie czegoś w zależności od gustu i poziomu umiejętności. Jedna sesja Zumby to 30-50 minut i to wystarczy, by dać sobie wycisk i nafaszerować swoje ciało solidną dawką endorfin. Ja osobiście polecam na zakończenie dodać, choćby krótką serię brzuszków co da nam dodatkowy tj. wspaniały efekt poprawy sylwetki. W internecie jest masa gotowych choreografii, a więc można śmiało testować tę formę nawet w domu. Oto postaci, które moim zdaniem są cennym źródłem inspiracji w świecie Zumby. Nie ukrywam, że to oni uczą mnie i dają natchnienie na kolejne zajęcia:
-Nevena i Goran- Hiszpańska para, prowadząca zajęcia na całym świecie. Intensywne treningi, lecz układy są z typu "do ogarnięcia" NeveaniGoran-trening
-Stefy i Mary- Dwie piękne Włoszki, których układy to przygody. Ciekawe i stanowiące wyzwanie choreografie. Utwory do układów to rarytasiki, więc skakanie do nich to zawsze przyjemność. StefyiMary
-Przemek Waszczyszyn/Przemyslove- Polski inspirator rodzaju męskiego. Treningi dają wycisk, a układy uzależniają. Czego chcieć więcej Przemyslove-trening
-Aya Level- Francuzka, w której płynie również krew rodem z Libii i Wybrzeża Kości Słoniowej. Więc temperament i i taneczna dusza z dwóch kontynentów. Układy są bardzo trudne, a dla drewnowatych facetów jak ja niemal mistycznie nieosiągalne. Choreografie czerpiące z wielu tańców i kładące duży nacisk na pracę pośladków. Umie wydobyć kobiecość i z każdej choćby początkującej adeptki. AyaLevel-trening

piątek, 2 października 2015

Recenzja "Zamień chemię na jedzenie" Julity Bator

   Ludzie którzy mnie dobrze znają, wiedzą że mam obsesyjną manierę czytania opisu składników na tylnej części opakowania produktów. Zawsze muszę coś wtrącić, że to niezdrowe, to sztuczne, a to tańszy zamiennik itp. Wiem, że przez to czasami denerwuje ludzi i słyszę wówczas standardową odpowiedź: gdyby wszystko było takie trujące, to ludzie by dawno poumierali. Do niedawna faktycznie miałem wrażenie, że może nieco przesadzam. Wszystko zmieniło się za sprawą pani Julity Bator.
   Zamień chemię na jedzenie uświadomiło mi moją rację. Mało tego, moja dotychczasowa wiedza była szczątkowa, a poziom jakości tego co jemy jest jeszcze gorszy niż myślałem. Normy ustanowione przez nasze państwo pozwalają na duże pole do popisu dla chemików z branży żywności, a rentowność i masowość stoi zdecydowanie ponad jakością i funkcjonalnością.na domiar złego producenci mają nawet ciche przyzwolenie na stosowanie tajemniczych składników, które przy małej ilości nie będą spędzać snu z powiek kontrolerom żywności. Nie ma tu racji bytu zasada: tyle trucizny łyżka co i miska.

   Co do genezy i konstrukcji książki sytuacja prezentuje się arcy interesująco. Julita Bator pisze z perspektywy matki, która zaniepokojona problemami zdrowotnymi swoich dzieci szuka źródła problemów. Śledztwo zaprowadziło ją do własnej kuchni, a dokładniej do żywności w niej będącej. To właśnie opisy składu produktów okazały się przyczyną min. alergii i innych problemów zdrowotnych jej dzieci, a nawet ich samopoczucia.
  Autorka uczy jak czytać etykiety produktów, co jest na niej pożądane, a czego unikać. Pokazuje jak świadomie wybrać się na zakupy i przy tym nie zbankrutować. Książka zawiera również proste sposoby na to jak z zakupionych zdrowych składników przyrządzić smaczne posiłki. Odsłania nam kulisy działania producentów i kontrolerów jakości, gdzie pieniądze zawsze wygrywają. Konsumenci są jedynie oszukiwaną i podtruwaną grupą dostarczającą dochody. Koncerny lobbują na państwa, by wszelkie normy i restrykcje były dla nich korzystne. A żywność ekologiczna bywa ekologiczna tylko z nazwy. Zamień chemię na jedzenie jest przewodnikiem jak poruszać się po sklepie i kuchni by nie szkodzić sobie i swoim bliskim. Nawet nie zdajemy sobie sprawy często jak "E" na etykiecie może na nas wpłynąć. Alergie, ospałość, zaburzenie koncentracji, czy ogólnie słabsza odporność może mieć związek z naszą dietą. Oczywiście trudno wyeliminować chemią z diety całkowicie. Taka ciągła obsesja może doprowadzić do szaleństwa, ale choćby nieco większa rozwaga przy zakupach może nam dać sporo korzyści. Książkę czyta się przyjemnie, a jej konstrukcja sprawia że możemy w każdej chwili odnaleźć to co nas interesuje. Zawiera masę tabel, przepisów i porad co sprawi, że szybko nabierzemy nawyku selekcji  żywności i większej rozwagi. Jednym słowem POLECAM!