Rdzeniem całego treningu jest 6 ćwiczeń, z których każde jest przedstawione w 10 wariantach. Każdy kolejny wariant to wyższy stopień wtajemniczenia. Pierwszy etap z serii to poziom skrajnie początkujący, więc każdy może zacząć przygodę z zaprawą więzienną Ostatni wariant każdego ćwiczenia to poziom elitarny do którego droga może być długa, lecz efekt piorunujący. Trening jest tak skonstruowany, że nie ma potrzeby uzupełniania go wizytami na siłowni. Potrzebujemy do niego jedynie drążka do podciągania (lub czegoś co go przypomina), piłki do kosza, stołka i stołu. Nieco dziwny zestaw w porównaniu do wyposażenia tradycyjnej siłowni.
Paul Wade przedstawia masę argumentów, w tym z zakresu medycyny i anatomii przemawiającymi za porzuceniem ciężarów i maszyn. Przyczynami są m.in. stopniowe niszczenie naszego kręgosłupa, stawów, wiązadeł, powodowane naciskiem dodatkowych ciężarów, oraz izolowaniem mięśni w treningu. Ciało winno rozwijać siłę funkcjonalną w oparciu o własną masę, a mięśnie pracować we wzajemnej współpracy, bez szkody dla stawów i wiązadeł. Odwdzęczy się nam za to w podeszłym wieku.
Teoria autora jest nieco kontrowersyjna, lecz podane argumenty przemawiają do wyobraźni. Można się się z tym panem zgadzać lub nie, lecz warto do książki zajrzeć. Najlepiej jest przetestować trening w praktyce. Ja z racji mojego zamiłowania do wyzwań, przystąpiłem do testów moich możliwości. Chciałem sprawdzić na jakim etapie jest moja tężyzna fizyczna w każdym z 6 ćwiczeń. Po kilku dnach prób wszystkich początkowych wariantów stwierdzam, że moje umiejętności wahają się w przedziale 6-8. Problemem nie jest ilość powtórzeń, a ich jakość. Każdy wariant musi być nienaganny techniczne, bym mógł przejść do kolejnego etapu. Oszukiwanie samego siebie to porażka już na starcie, a tego byśmy nie chcieli.
Zachęcam do przeczytania Zaprawy więziennej, by spojrzeć na nowo w świat treningu, wnieść coś nowego do swojego planu. Ćwiczenia nie wymagają nakładów finansowych co może być dodatkowym atutem do zagłębiania kalisteniki.
Brzmi ciekawie:)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zaciekawił ten wpis na temat tej książki. Chyba sam przeczytam to książkę i sprawdzę, różnice po między zwyczajnym treningiem, a więziennym. Zapraszam również na mojego bloga o inspiracji i motywacji do sportu i ćwiczeniach.
OdpowiedzUsuńale wyczuci....własnie zabieram się za tą książkę, poleciła mi ją instruktorka kettlebell, jestem szczerze zachwycona tym co można zrobić z własnym ciałem przy użyciu własnego obciążenia
OdpowiedzUsuńAutor książki pokazuje własne spojrzenie na coś co jest znane już od stuleci twierdząc że jest nowe, chodzi tutaj o gimnastykę sportową. Paul Wade wcale nie odkrył ameryki, fenomenem jest tylko to jak autor potrafi zmotywować do treningu swoimi słowami i w jakiś sposób wywiera wpływ na czytelnika by on zastosował się do jego metod, czysty marketing :) Swoją drogą dochodzę do wniosku że Paul Wade to postać fikcyjna wykreowana przez Pavla Tstatsouline'a i Al'a Kavadlo. W dodatku książka kuleje i to strasznie. Autor zapewnia, że w krótkim czasie trening wrzuci na nas mięśnie, stek bzdur, pierwsze 5 kroków to ćwiczenia dla inwalidów o zawyżonej liczbie powtórzeń, a tym nie zbudujemy ani masy, ani siły, tylko troszkę wytrzymałości. Sam tego doświadczyłem, po roku ćwiczeń od pierwszych kroków nic się nie zmieniło, doszedłem do czwartych- piątych kroków w ćwiczeniach i porzuciłem ten trening na rzecz czegoś co jest bardziej konkretne. Nie mówię, że trening kalisteniczny jest zły, bo jest fenomenalną formą treningu i sam nią ćwiczę, można uzyskać wielką siłę i sprawność, tylko trzeba wiedzieć jak ćwiczyć by osiągnąć efekty, a w książce Skazany na trening same ćwiczenia jak i ilość powtórzeń są źle rozpisane do poziomów 6-7 bo wtedy tak naprawdę zaczyna się jazda, no chyba że jesteś po ciężkiej kontuzji i nie potrafisz zrobić poprawnie jednej pompki. Wcześniejsze kroki to tylko strata czasu. Podsumowując autor trochę leje wodę, za dużo koloryzuje, i pozycja nie jest tak idealna na jaką się ją kreuje, jednak rozjaśnia pojęcie kalisteniki i z czym to się je, więc osobiście poleciłbym ją komuś kompletnie początkującemu, jednak powinien to być tylko wstęp do tego sportu i resztę informacji trzeba szukać na własną rękę np. na blogach i forach.
OdpowiedzUsuńNo to strasznie mi przykro Mateuszu bo jestem na 5 kroku i zajęło mi to 3 lata.po takim delektowaniu się ćwiczeniami (dodaję po 1 powtòżeniu)mogę z radością stwierdzić satysfakcję ze zdrowia niebywałej gibkości,większej siły niż jak miałem30lat i chodziłem na siłownię ,oraz mega zapał do kolejnych krokuw.szkoda że niedoczytałeś bo autor wyraźnie piszę że to nie ćwiczenia dla bujaczy na plaży choć i mięśni sporo przybyło ,niedoczytałeś podwòjnie bo wyraźnie autor pisze że pierwsze kroki to rehabilitacyjne przygotowujące do kolejnych kroków leczące zniszczone stawy dlatego "lekkie" w moim wieku mateuszku niebędziesz mógł już zapewne chodzić na siłownię i wtedy spròbuj sięgnąć po tę jakze mądrą książkę i dawaj do 10 krokó życzę ci abyś mógł bez kontuzji pdciągać się na 1 ręce choćby i 15 razy.skoczyć ponad 1 metr w górę i zrobić 1minute w mostku pozdro
OdpowiedzUsuńNo to strasznie mi przykro Mateuszu bo jestem na 5 kroku i zajęło mi to 3 lata.po takim delektowaniu się ćwiczeniami (dodaję po 1 powtòżeniu)mogę z radością stwierdzić satysfakcję ze zdrowia niebywałej gibkości,większej siły niż jak miałem30lat i chodziłem na siłownię ,oraz mega zapał do kolejnych krokuw.szkoda że niedoczytałeś bo autor wyraźnie piszę że to nie ćwiczenia dla bujaczy na plaży choć i mięśni sporo przybyło ,niedoczytałeś podwòjnie bo wyraźnie autor pisze że pierwsze kroki to rehabilitacyjne przygotowujące do kolejnych kroków leczące zniszczone stawy dlatego "lekkie" w moim wieku mateuszku niebędziesz mógł już zapewne chodzić na siłownię i wtedy spròbuj sięgnąć po tę jakze mądrą książkę i dawaj do 10 krokó życzę ci abyś mógł bez kontuzji pdciągać się na 1 ręce choćby i 15 razy.skoczyć ponad 1 metr w górę i zrobić 1minute w mostku pozdro
OdpowiedzUsuń